- Zamknij się! - wrzasnęłam chwytając się za włosy i ciągnąc je z całej siły - wyjdź ze mnie! - ponownie uniosłam głos. Codziennie błagam Boga o śmierć, jednak z marnym skutkiem. Od tamtej feralne imprezy moje życie uległo całkowitej zmianie.
Z tego co wiem Andrew i ja jesteśmy opętani przez demony. Sara, dziewczyna, która lepiła się do mojego chłopaka, tak na prawdę od początku była zainteresowana wyłącznie moją osobą. Wszystkie podchody były po to by posiąść moje ciało i żyć w nim aż się zestarzeje. Na jej nieszczęście miałam zbyt silną wolę by przyjąć ją do siebie. Jak na złość tamtej nocy w klubie gdy rozpoczęła się strzelanina, której zostałam ofiarą Sara miała wolną rękę i niepostrzeżenie zawładnęła częścią mnie. Owszem dzięki niej nie umarłam i nadal stąpam po ziemi, chociaż dzisiaj zastanawiam się czy nie lepiej byłoby mi w niebie. O ile bym do niego trafiła.
Andrew ma w sobie demona młodego żołnierza, który został spalony żywcem dlatego gdy blondyn jest rozwścieczony potrafi ciskać kulami ognia. Podobno Sara też ma jakąś mroczną przeszłość dzięki której wykształciła moc. Na razie nie wiem co to może być ani jaki ma stopień siły jednak jej złośliwość na pewno nie wzięła się znikąd. Złotko po co ta agresja?
- Odezwała się pani spokoju co? - odparłam z kpiną w głosie. Z innej perspektywy wygląda to zapewne dziwnie.. Kiedyś usłyszałam fragment rozmowy mojej mamy z jej przyjaciółką. Powiedziała wtedy "Owszem każdy coś tam szepce pod nosem, ale u niej to się robi niepokojące". Wiem, że moja psychika znacznie ucierpiała przez wszystko co wydarzyło się w najbliższym czasie, ale psychopatką nie jestem. Mam po prostu wewnętrzną potrzebę odpyskowania tej jędzy która mi kurewsko przeszkadza. Przez pierwszy miesiąc odpowiadałam jej niezależnie od sytuacji w jakiej się znajdowałam. W szkole, podczas sprawdzianu. Na ulicy, czy w autobusie. Andrew zawsze się wtedy ze mnie śmiał i pytał co powiedziała.
Ugh! Prawie zapomniałam, że byłam z nim umówiona w parku. Ignorując ponowne zaczepki Sary wyciągnęłam z apteczki bandaż, którym zrobiłam sobie niechlujny opatrunek. Narzucając na plecy kremową marynarkę wyszłam z domu zostawiając przerażoną mamę. Zapewne słyszała moje krzyki. Znowu idziesz do tego palanta? Dziewczyno on nie jest dla nas!
- Dla ciebie na pewno nie, dla mnie jak najbardziej - mruknęłam podążając kamiennym chodnikiem do naszej ulubionej kawiarni. Mam nadzieję, że nie będzie zły za chwilę spóźnienia. Wchodząc do pomieszczenia uderzył mnie zapach mielonej kawy i pieczonego ciasta czekoladowego. Ściany wyłożone starymi, czerwonymi cegłami idealnie komponowały się z białymi stolikami i krzesłami w tym samym kolorze. Przy oknie w samym koncie sali siedział blondyn z wymalowanym grymasem na twarzy. To nie wróży nic dobrego. Nie chcąc rozzłościć go jeszcze bardziej niepewnym krokiem podążyłam w jego kierunku. Gdy mnie zauważył zerwał się gwałtownie z krzesła. Złapał mnie w talii wbijając w nią swoje palce. Będą siniaki jak nic.
- Wychodzimy - warkną mi do ucha i nie wzbudzając niczyich podejrzeń wyprowadził mnie z kawiarni. Nadal trzymając mnie w żelaznym uścisku prowadził nas do parku, który o tej porze był wyjątkowo pusty. Zatrzymaliśmy się dopiero przy małym stawie gęsto otoczonym drzewami.
- Spóźniłaś się - powiedział nie kryjąc swojej złości. Jego mięśnie napięły się tak że były widoczne pod białym T-shirt'em.
- Andrew to tylko pięć minut - odpowiedziałam powoli podchodząc. Chciałam pogłaskać go po policzku żeby złagodzić sprawę, ale moja ręka w połowie drogi została zatrzymana.
- Dla ciebie tylko, dla mnie aż! Słyszysz?! - krzyknął, a moje ciało odruchowo się skuliło. Zacisnęłam oczy przygotowując się na najgorsze. Nawet Sara nie pisnęła ani słówka.
- Odpowiadaj jak do ciebie mówię! - głos ugrzązł mi w gardle. Po chwili usłyszałam trzask i ból na prawym policzku. Znowu mnie uderzył. Po raz kolejny stracił moje zaufanie i złamał obietnicę.
- Ty idioto! Nigdy więcej jej nie dotkniesz! - wydostało się z moich ust jednak głos nie należał do mnie. Była to Sara, ale jakim cudem udało jej się powiedzieć coś na głos?
Nagle przed oczami mignęły mi wszystkie obrazy, na których Andrew mnie upokarzał, bił, wyzywał. Złość potęgująca się od poranka teraz rozsadzała każdą komórkę organizmu. Moim celem było tylko jedno - zemsta. Wyciągnęłam rękę przed siebie i popchnęłam chłopaka na najbliższe drzewo, w jego oczach dostrzegłam przerażenie, które motywowało mnie do dalszych działań. Kolejnym gestem przywołałam jego ciało, które wylądowało tuż przez moimi nogami. Dopiero teraz zauważyłam, że unoszę się jakieś 20 centymetrów nad ziemią.
Popatrzyłam na twarz blondyna, która wykrzywiła się grymasie bólu. Dobrze, mu tak! Krzyknęła Sara. Muszę przyznać, że pierwszy raz zgadzam się z nią w stu procentach. Nikt z wyjątkiem mnie nie przysporzy ci już cierpień.
Przegryzłam wargę mocniej niż tego chciałam, bo na języku poczułam metaliczny smak krwi. Mój wzrok całkowicie skupił się na szyi Andrew'a. Miałam ochotę wbić w nią palce i ściskać tak mocno aż zabraknie mu tchu.
- Kochanie - wychrypiał łapiąc się za ową część ciała jakby chciał powstrzymać niewidzialną dla jego oka czarną rękę wytworzoną przez mój umysł - Afra.. skarbie.. Prze.. Przepraszam.. - jęknął. Jego twarz zrobiła się sina tak samo jak usta. Dopiero wtedy dotarło do mnie do zrobiłam. Zapanowałam nad złością przywołując tylko dobre wspomnienia. Rzuciłam się na kolana patrząc ze strachem na jego bezwładne ciało. Ręce zaczęły mi drżeć a w oczach zbierała się słona ciecz.
- Andrew - wyszlochałam - no wstawaj! - zrozpaczona uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową. Bez zastanowienia wtuliłam się w chłopaka prosząc by się obudził. Czułam się jak bezlitosny potwór, który zabija niewinnych ludzi. Afra on do cholery nie jest bez winy! Uderzył cię! Krzyknęła oburzona Sara. Owszem, akurat to nie było miłe, ale nie można kierować się tylko paroma negatywnymi chwilami. Kocham blondyna całym sercem i jestem pewna, że jeśli będzie mi to dane zostanę przy nim aż stanę się spróchniałą babcią.
- Błagam - dławiąc się łzami całowałam każdy skrawek jego twarzy. Po chwili zrezygnowana wyciągałam telefon by zadzwonić po pogotowie gdy coś złapało mnie za nogę. Z wiskiem odskoczyłam jak najdalej starając się namierzyć niepokojący obiekt. Niestety nikogo ani niczego nie udało mi się znaleźć.
- Kocie.. - zachrypnięty, ledwo słyszalny głos dobiegł do moich uszu. Zadrżałam ze strachu jednak po chwili zorientowałam się, że tylko Andrew mnie tak nazywał.
- O Boże - zakryłam usta starając się stłumić ponowny szloch. Chłopak uniósł delikatnie kąciki ust. Radość i ulga jakie mi w tej chwili towarzyszyły były ogromne.
- Pomożesz mi wstać czy mam tak leżeć? - mruknął zirytowany gdy nadal stałam w miejscu patrząc na niego z niedowierzaniem. Ocknęłam się dopiero gdy powtórzył poprzednie zdanie kolejny raz. Złapałam za obie ręce i starałam się oderwać go od podłoża.
- No dalej Afra jeszcze tylko trochę.. - szeptałam do siebie, ale i to nie wiele pomogło. Andrew jest stanowczo za ciężki.
- Coś się stało?! Ktoś jest ranny?! - zawołał jakiś przechodzień. W duchu błagałam, żeby nie podchodził, ale jak na złość zbliżające się kroki słyszałam coraz wyraźniej..
Wszystkim, którzy skomentowali mój wcześniejszy wpis jestem strasznie wdzięczna. Z braku czasu rozdział jest jaki jest, jednak mam nadzieję, że Was nie zawiodłam :)
Za każdy komentarz się odwdzięczam :3
Za każdy komentarz się odwdzięczam :3